Barki: P 1260 R oraz P 1180 FB
trasa: Lattes - Montpellier
termin: 25.04 - 02.05.2009
Trasa: Lattes - Arled, Saintes Maries de la Mer, Beaucaire, Aigues Mortes, Montpellier.
TAM GDZIE DZIKIE KONIE, BYKI I FLAMINGI
Nasza francuska podróż barką po Petit-Camargue zaczęła się już tu w Polsce, na 3 dni przed wyjazdem, kiedy dopinamy ostatnie sprawy z zakupami, samochodami i ubezpieczeniem. Ponieważ na południe Francji z Trójmiasta droga daleka, decydujemy się na wyjazd już w czwartek i nocleg w Niemczech. Dzięki temu po przyjeździe do Lattes - Port Ariane mamy jeszcze siły na zwiedzanie Montpellier i wypłynięcie w trasę tego samego popołudnia.
Nie zniechęcamy się jednak i całą 15-osobową załogą idziemy nad Morze Śródziemne po różnokolorowe muszle.
Pogoda sprzyja rozkręceniu imprezy zapoznawczej – przy dwóch barkach, ludzi i dobrego humoru nie brakuje.
Następnego dnia, mimo deszczowej pogody, ruszamy przez Aigues Mortes do St. Gilles.
Tu dopiero wychodzi pierwsze słońce i zwiedzanie starożytnych uliczek zaczyna sprawiać przyjemność. Tu również załoga próbuje ostryg tradycyjną metodą i zabiera pamiątkowe muszle ze sobą.
Podpływamy tak blisko Rodanu, na ile przepisy pozwalają, by zwiedzić kolebkę francuskiej kultury oraz wspaniały amfiteatr i najstarszą wciąż czynną arenę.
Udaje nam się także odnaleźć om Van Gogha, w którym malował większą część życia i w którym targnął się na swoje ucho.
Z Arles znów kierujemy się w stronę Morza Śródziemnego i stajemy na dziko w okolicach Saintes Maries de la Mer. Pieszo idziemy całą załogą zobaczyć Czarną Madonnę - obiekt kultu Cyganów z całego świata.
Po drodze na plażę towarzyszą nam wszystkie symbole Camargue - dzikie białe konie, czarne byki i oczywiście flamingi. Krótka kąpiel w morzu, zwiedzanie mariny w St. Maries de la Mer i już obieramy kurs na rynek, gdzie w kościele czeka Św. Sara. Dzień wyczerpujący, wygłodniali zasiadamy w jednej z lokalnych restauracji by spróbować miejscowych specjałów. Na stół wjeżdżają mule, krewetki i steki z czarnych byków.
Na następny dzień decydujemy się na długi odcinek kanałami, wstajemy więc jeszcze przed świtem i „obieramy kurs„ na Beaucaire.
Beaucaire wita nas bardzo gościnną mariną, stąd mamy także najlepszy dojazd pociągiem do Avignon’u. Po zaledwie 12 minutach drogi koleją wysiadamy w samym centrum Avignon, tuż pod murami okalającymi stare miasto. Od razu kierujemy się do pałacu i kościoła papieskiego – w końcu każdy pragnie zobaczyć miejsce zamurowania pierwszego konklawe. Z ogrodów pałacu papieskiego już widać słynny most w Avignon. Potem już tylko szybko na pociąg i usatysfakcjonowani wracamy do Beaucaire.
Avignon to najdalej położone miasto na tej trasie, zatem następnego dnia zaczynamy drogę powrotną do bazy w Lattes.
Udaje nam się dopłynąć znów nad samo Morze – Le Grau du Roi lecz brak wody i elektryczności zmusza nas do postoju w Aigues Mortes.
I to była jedna z najlepszych decyzji, bo nigdzie nie znajdziecie tak klimatycznego „starego miasta w mieście”. Marina co prawda droga, ale urok tego miasta krzyżowców rekompensuje wszelkie niedogodności. Polecamy każdemu by poznał je z bliska.
Nazajutrz godzimy się z faktem, że to już nasz ostatni dzień pływania, dlatego wykorzystujemy go maksymalnie. Szybka trasa nad samo morze z kąpielą i impreza w promieniach palącego słońca na pokładzie. Potem tylko przejście przez śluzę i już jesteśmy w bazie w Lattes. Ten wieczór jeszcze należy do nas i postanawiamy spędzić go ponownie w Montpellier.
A w sobotę od samego rana widzimy załogi z następnej zmiany. Pozostaje nam tylko szybkie pakowanie, sprzątanie i zdanie barek. Wyjeżdżając z Lattes zatrzymujemy się po raz ostatni w kompleksie supermarketów, by nakupować słynnych francuskich serów do Polski. Potem już tylko droga do domu…….
I tu chcielibyśmy podziękować p. Adamowi Kajdewiczowi z Azymutu oraz wspaniałym załogom obydwu barek. Zapraszamy za rok do Belgi.
Ewelina Napiórkowska